Środa, 20 maja 2015
UWr - ostatni dzień zajęć na uniwersytecie
I tak oto minęło 5 lat studiów. Dzisiaj pojechałem na ostatnie zajęcia w tym semestrze, roku akademicki i ostatni dzień zajęć w życiu na uniwersytecie (na geografii semestr letni zawsze kończy się 2-3 tygodnie szybciej niż na innych kierunkach ze względu na ćwiczenia terenowe). Zleciało nie wiadomo kiedy, szczególnie ostatnie 2 lata minęły bardzo szybko. Na rowerze dojeżdżałem na zajęcie od początku drugiego roku ale z przerwą w zimie a w marcu 2012 jak już wsiadłem na rower to jeździłem cały rok.
Pierwsza zima, którą przejeździłem na rowerze była przede wszystkim długa (2012/2013). Po tej zimie zacząłem też robić wycieczki po woj. dolnośląskim w celu zaliczania gmin ale też poznawania geografii Dolnego Śląska. Skończyło się na jednej wycieczce z Novakiem91 - pojawiły się problemy z kolanem i przez 3 miesiące miałem przerwę od roweru. Później kilka wycieczek jeszcze zrobiłem ale było ich bardzo mało, za mało. Mam nadzieję, że jeszcze uda się kilka zrobić w czerwcu.
Początkowe dwa lata jeździłem prawie cały czas z Novakiem91 bo razem studiowaliśmy. Było wiele ciekawych i zabawnych sytuacji a najbardziej zapadły mi w pamięć: powrót pewnego wieczoru z wykładu w śnieżycy i wyprzedzanie aut na Krzemienieckiej, wiele spięć z kierowcami (szczególnie z pewnym taksówkarzem, który zaparkował na ścieżce rowerowej na Legnickiej) czy nerwowy pieszy który nawet nie wiem za co mnie zwyzywał. No i jeszcze jak byliśmy beduinami (chyba na 2 roku - chyba najlepszym z całych studiów). Więcej jakiś szczególnie barwnych sytuacji nie pamiętam, może kolega Novak91 coś jeszcze pamięta wartego uwagi ?
A wszystko zaczęło się od tego, że kupiłem Gianta na młynie bo zapisaliśmy się na turystykę rowerową w ramach wf na UWr. Pamiętne wyjazdy z dziadkiem, który prowadził ten przedmiot (82 lata miała i pewnie kondycję lepszą od nas wszystkich). Ciesz się że żyjesz, prawda ?
Na magisterce wybraliśmy różne specjalizacje i jeździłem już głównie sam. Nie raz przez te 4 rowerowe lata jechało się w ciężkich warunkach, wiele razy w deszczu (raz w ulewie, która zalała całe miasto w zeszłym roku) i w śniegu przez pierwszą zimę bo kolejne były raczej bez śniegu. A w śniegu była zabawa.
Teraz trzeba kończyć magisterkę, żeby we wrześniu się obronić i zakończyć przygodę uniwersytecką, która była na pewno niezwykłym czasem i doświadczeniem.
A dzisiaj jazda cały dzień w deszczu, tzn. rano tylko kropiło a po południu podczas powrotu dopiero pod koniec zaczęło mocno padać. Po kilku godzinach wypatrywania przerwy w opadach w końcu wsiadłem rower wieczorem i pojechałem do sklepu, znowu w deszczu. A jutro przecież do stolicy dziobakiem ale niestety bez roweru.
Bia - Strz - pl. Uni - Leg - Bia

Deszczowy podjazd na Gądowiankę© montana21
- DST 14.16km
- Czas 00:44
- VAVG 19.31km/h
- Sprzęt Diamant D300
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Tak, tak, tak! Geografia to najprzyjemniejsze studia na świecie. A zajęcia terenowe, to już całkiem wymiatają. Powodzenia z tą magisterką :)
salamandra - 22:43 czwartek, 21 maja 2015 | linkuj
Komentuj